Dzisiejszy świat jest pełen sprzeczności. Z jednej strony mamy być piękni, młodzi, wysportowani, z drugiej strony mamy niczego sobie nie odmawiać. Jednocześnie promowany jest fast food i no food w postaci super chudych modelek na okładkach magazynów.
Więc z jednej strony staram się dbać, by nie jeść zbyt dużo słodyczy, tłustych potraw, a z drugiej strony te cięższe posiłki ciągną mnie bardziej. Taka lasagne. Uwielbiam… Poza tym mamy jesień. Niższa temperatura i od razu na myśl o deserze przychodzi czekolada. I gdzieś w dal znikają wyrzuty sumienia, ważne jest by być szczęśliwym, a czekolada daje szczęście 😉
Mężczyzna znowu wpadł w nastrój „trzeba z tym coś zrobić” oznacza to, że zużywa niektóre składniki z lodówki, albo jak w tym wypadku z doniczki. Mięta mamy za dużo, więc „trzeba z nią coś zrobić”. Ba! Dostałam nawet przepis – „może te ciastka”.
Dostał czego chciał
To jedne z tych niesamowitych ciastek, chrupiące na zewnątrz, miękkie w środku. Dokładnie jak je opisała kasiaaaa24 mają konsystencję jak brownies. Mają delikatny posmak mięty, który idealnie współgra z czekoladą. Dzięki temu to trochę inne ciastka czekoladowe.
Składniki na 20 ciasteczek:
- 1 szklanka mąki
- 1 szklanka cukru
- 0,5 szklanki ciemnego niesłodzonego kakao np. DecoMorreno
- 0,5 szklanki posiekanej mięty
- 2 jajka
- 1/4 szklanki topionego masła (ok 80-100g)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 szczypta soli
Do jednej miski wsypujemy suche składniki – mąkę, cukier, proszek do pieczenia, kakao, sól i posiekaną miętę. Mieszamy. Stopione, przestudzone masło mieszmay z jajkami, dodajemy do suchych. Mieszamy ciasto łyżką póki się ładnie nie połączy. Moje ciasto było bardzo klejące, ale ładnie się dało uformować w kulę. Ciasto owijamy folią i wkładamy do lodówki na godzinę (ja wrzuciłam do zamrażarki).
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Blachę z piekarnika wykładamy papierem do pieczenia. Z ciasta formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego. Na blasze układamy je w dość dużej odległości, bo ciastka się rozleją w placki i trochę podrosną. Pieczemy 10 min., nie dłużej, bo ciastka stracą wilgotność i konsystencję brownies. Po wyjęciu z piekarnika przekładamy ostrożnie na kratkę, bo ciepłe ciastka są bardzo miękkie.
Ja też upiekłam te ciastka w sobotę, zjedliśmy je w rekordowym tempie 🙂
http://przystole.blox.pl/2010/09/Czekoladowe-ciastka-ze-swieza-mieta.html
No i bez umawiania się opublikowałyśmy wpis prawie że razem ;)))
Ooo 🙂 Super
Cieszę się, że smakowały 🙂 Pozdrawiam 🙂
Oj pyszne są 🙂
może i ja się na nie skuszę…
Ohhhh mięta z czekoladą, to brzmi tak, że ślinka cieknie. Szybciutko zapisuję przepis w kajeciku coby wykorzystać go przy najbliższej okazji. Koniecznie!
JA CHCĘ PIEKARNIK !!!
To jest mój postulat do Wszechświata
Bo mam dość niemożności pieczenia chociażby takich ciastek
A tak smakowicie wyglądają
To polecam takie piekarniki za 50zł na prąd. Mało miejsca zajmują, a na tymczowe pieczenie się nadają. Nie wiem jak one się nazywają, moja mama miała taki z takiej blachy zielonej, dwie półki i spirale, które się rozgrzewały. Jakiś czas temu kolega polecał koleżance. Na pewno w Krakowie są do kupienia
no,prosze,ale sie z Edysia zgralyscie 🙂 Twoje wyszly rownie piekne!! na pewno sa przepyszne,uwielbiam polaczenie czekolady i miety…
Pozdrawiam 🙂
A to fakt z tym zgraniem 🙂 Oj i są pyszne.
cudne te ciasteczka… też ostatnio czekoladowa jestem :))) to przez pogodę, a czekolada tak łatwo dostarcza endorfin 😀
pozdrawiam serdecznie!
jakie czekoladowo – miętowe cuda ;] muszę je upiec! bo mięty na ogrodzie w brut.
miętowo czekoladowe upiekę na pewno!
Te ciasteczka musza byc pyszne 🙂 I jesli w dodatku maja smak podobny do brownie to ja sie czestuje 🙂
Oj tak, sprzeczności. Nie lubię tego. I nie lubię ideału rozmiaru „0” promowanego w mediach, kiedy to wszyscy „normalni” (nie mam tu na myśli otyłości – a raczej rozmiary 8-10) wpędzani są w tragiczne kompleksy. Ech.
Ostatnio przegrywam z czekoladą i zajadam jej ogromne ilości; cóż, jesień. Mam nadzieję, że kiedy się przyzwyczaję, to mi przejdzie. A nadmiaru mięty zazdroszczę! Ja nie mam jej wcale; nie wyrosła…
Pozdrawiam!
Nam jedna mięta teżnie chciała wyrosnąć dość długo, w końcu jednak się udało.
Ale oprócz tego kupujemy w markecie od razu cały krzaczek. Na placu Ibramowskim w Krakowie jest stoisko z zieleniną, można kupować na pęczki – miętę, bazylię, rozmaryn, rucolę i wiele innych
Zrobiłam wersję z orzechami zamiast mięty (po wczorajszej imprezie z dużym udziałem miętowej wódki mięta w jakiejkolwiek postaci by nie przeszła ;)) – i są fantastyczne 🙂 Takie mięciutkie 🙂 (A z miętą pewnie jeszcze kiedyś spróbuję – w bardziej sprzyjających okolicznościach ;))
To w tym tygodniu będę miała dla Ciebie podobne, tylko z skórką pomarańczową 🙂 Też wyszły miękkie i podchodzące pod brownies.