W weekend dokończyłam zaplanowane kiedyś testowanie przepisów na pasty z makreli. Pamiętacie tą pastę? W smaku przypominała trochę tą kupną lekko różowawą (oczywiście była o niebo lepsza). Tym razem sprawdziłam przepis Patrycji. Pasta była świetna dzięki cebulce. Użyłam szalotki. Dla mnie troszeczkę za tłusta, wolę tłustość majonezową, jest bardziej kremowa, ale z kolei chyba wolę tą od tej pierwszej, bo jest bardziej rybna. Zresztą spróbujcie, żeby sami ocenić.
- 1 mała makrela (ok.230-250g)
- 1-2 łyżeczki octu jabłkowego, z białego wina lub balsamicznego
- 1 mała szczypta tymianku
- 3 łyżeczki oleju roślinnego (dałam oliwę z oliwek)
- 1-2 łyżeczki majonezu (do smaku)
- 1/2 łyżeczki ostrej musztardy
- 1/2 małej cebuli, pokrojonej w drobną kosteczkę (dałam szalotkę)
- świeżo mielony czarny pieprz, do smaku
Makrelę obieramy z ości. Dodajemy pozostałe składniki. Mieszamy. Odstawiamy na 15-20 min.
Podajemy z pieczywem.
(Uwielbiam przepisy na pasty. Prościej się już chyba nie da :))
Pastę można przechowywać w lodówce, ok.2-3 dni.
Ja też przepadam za pastami! Są świetne do chelba na śniadamie 🙂
Odstawienie pasty na 15 minut było równie trudne, co obranie makreli z ości. Wmówiłem sobie, że to ma jakiś wyższy sens i wytrwałem 🙂
Ania, też je lubię, chociaż robię dosyć rzadko
Wojtek, ja w takich wypadkach wymiękam i stwierdzam, że poznam różnicę pasty odstawionej od nieodstawionej kiedy zrobię jej wystarczająco dużo, żeby została na następny dzień 😉
to dla mnie taki smak z dawnych lat, lubiany.
Uwielbiam pasty jednak u mnie w domu bywają one baaardzo rzadko 😉
Asieja, a u mnie domu pasty się praktycznie nie pojawiały
Emma, może czas to zmienić? Dla mnie to fajna odskocznia od zwykłych śniadań